Są pewne zasady !
Komentarze mile widziane, ale nie obraźliwe. Tego typu wiadomości będą usuwane.
środa, 15 czerwca 2011
Wróciłam
Wczoraj wróciłam z mojej wycieczki. Trzy dni i dwie noce z klasą pod namiotem. Ogólnie nieźle. Oto opis. W niedzielę o dwunastej była zbiórka pod szkołą. Zapewniono nam obiady, ale jedzenie na śniadanie i kolację trzeba było mieć własne. Musiała mi pomóc mama. Ja wiozłam śpiwór , a ona jedzenie i torbę ciuchami. Nasze rzeczy zawiózł nad jezioro Limajno mąż naszej pani. Wyruszyliśmy rowerami przez miasto. Potem 7 km do Harcówki. Jechaliśmy około 30 min. Na miejscu czekały na nas bagaże i trzy puste namioty. Wnieśliśmy do nich łóżka, położyliśmy materace i koce. Na specjalnych stojakach porozkładaliśmy nasze rzeczy i wszyscy ruszyli się przebierać. Byli z nami też harcerze z trzeciej klasy gimnazjum, ale byli dla nas mili. Kiedy się rozpakowaliśmy ruszyliśmy z naszą panią i opiekunami na spacer. Byliśmy na plaży, w lesie, na molo itd. To było fajne. W między czasie graliśmy w siatkę, rzutki i kąpaliśmy się. Ja osobiście spałam obie noce od deski do deski, a inni gadali ja najęci , co mi nie przeszkadzało. Rano zjadłam śniadanie, a chłopcy wrzucili dezodorant do ogniska i było niewesoło. Za karę musieli sprzątać toalety.
We wtorek wieczorem razem z opiekunami, mężem pani i panią Martą z sekretariatu graliśmy mecz siatkówki. Nasz zespół przegrał, ale liczyła się zabawa. Okazało się, że mąż naszej pani jest od niej 100 razy fajniejszy niż sama pani. Jak on mógł za nią wyjść ? Na podsumowanie powiem, że jeździliśmy jeszcze rowerami dookoła jeziora przez Cerkiewnik.
A wczoraj w nocy pani obudziła nas o 3.00 tylko po to, żeby pójść na sam początek lasu, powiedzieć kilka głupich żartów i zrobić dwadzieścia przysiadów.
Jednak całą wycieczkę mogę uznać za całkiem udaną. Polecam wszystkim moje Mazury :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz